Oto dlaczego nie jestem wielbłądem
Ktoś mógłby pomyśleć, że krytykuję i wyżywam się na naszych kochanych tłuściochach. Nic bardziej mylnego – nawet jeśli czasem palnę coś z grubej rury.
Moja lepiej zorientowana przyjaciółka stanowczo poleciła mi nadmienić, że otyłość nie zawsze jest spowodowana złym odżywianiem i stylem życia. Czasem ma podłoże psychologiczne bądź genetyczne, a w pewnym momencie przeradza się w trudną do uleczenia chorobę.
Od siebie dodam, że dostrzegam wiele ubocznych mechanizmów, które otyłości sprzyjają. Cukier, na przykład, znajduje się nawet w produktach dla niemowląt – nie wspominając o łakociach lubianych przez dzieci – uzależniani więc jesteśmy od niego już w najmłodszym wieku. Złe odżywianie bardzo szybko staje się nawykiem, który trudno wykorzenić.
Owszem, przy tak łatwym dostępie do informacji każdy „wie”, lub wiedzieć powinien, na czym polega zdrowy tryb życia. Ale nie tak łatwo jest tej informacji w naszym umyśle nadać odpowiedni priorytet. Winowajca? Pobudzająca część układu siatkowatego. O której to jeszcze kiedyś na pewno napiszę.
Przerobiłem to na sobie. Pomimo informacji znajdujących się na wyciągnięcie ręki, kilka lat temu ważyłem już blisko dwa cetnary. Tym co tak naprawdę mnie przebudziło były kłopoty zdrowotne, często odczuwany dyskomfort a w pewnym momencie – najzwyklejszy lęk przed śmiercią.
Również funkcjonowanie mitu o „silnej woli” jako metodzie walki z nawykami i nałogami uważam za niezwykle szkodliwe. O czym, być może, również jeszcze kiedyś napiszę. Zwłaszcza, że znajdujemy się w oku marketingowego tornada, które co raz próbuje nas przekonać, że powinniśmy jeść wszystko, na co mamy ochotę, a na dolegliwości zawsze znajdzie się jakiś suplement lub pigułka.
Nieudane, porzucone diety muszą się znajdować w czołówce psychologiczno-emocjonalnych przyczyn chronicznej otyłości.
Wspomnę jeszcze, że w ostatnich latach wyłania się coraz więcej poszlak i badań wskazujących, że otyłości i innym schorzeniom może sprzyjać również spożywanie wielu produktów powszechnie uznawanych za zdrowe. Takich jak zboża (również w postaci pełnoziarnistej – i nie chodzi tu tylko o gluten), soja, wiele nasion i pestek, rośliny strączkowe, a nawet niektóre warzywa a zwłaszcza ich nasiona. O czym napiszę już niebawem. Powodem jest nasze – i naszej symbiotycznej flory bakteryjnej – ewolucyjne nieprzystosowanie do ich spożywania.